„Bądź kim chcesz, złotko!” – historia Kelet
Taki mamy ciekawy czerwiec, że problemy mniejszości pojawiły się w centrum zainteresowania większości. Antyrasistowskie demonstracje rozlały się na pół świata. Mimo odwołanych parad równości, mniejszości seksualne świętują miesiąc dumy, a w Polsce dodatkowo homofobiczne występy pewnych polityków zwracają uwagę na osoby LGBT+.
Ucieleśnieniem różnych mniejszości jest Kelet — czarnoskóra, transpłciowa modelka. Jako Somalijka mieszkająca całe życie w Europie, od lat zmaga się z rasizmem, chociaż ostatnio słyszy się, że w Europie go nie ma. W akronimie LGBT+ prezentuje literę T, oznaczającą mniejszość w mniejszości, bardzo często niezrozumianą nawet przez swoje własne środowisko, w którym bez dwóch zdań najwidoczniejszą grupą są geje.
Kelet urodziła się w Finlandii. Przez 10 lat mieszkała w Manchesterze razem z rodziną, która jednak nie zaakceptowała jej inności. Kelet sama wróciła do Finlandii, gdzie weszła do świata kultury ballroomowej i postanowiła podążyć śladami swoich idolek. Spotkała też dziennikarkę i reżyserkę, Susani Mahadurę. Chwila, zaraz, ale o jaką kulturę chodzi, co to jest? Ballroom to kultura mniejszości seksualnych i tożsamości płciowych, w tym osób niebinarnych i, przynajmniej na początku, jednocześnie mniejszości etnicznych. Tworzą one społeczności, które stają się nowymi rodzinami dla osób odrzuconych przez swoich bliskich i dają swoim członkom i członkiniom możliwość bezpiecznej ekspresji. Różne domy konkurują ze sobą na balach, podczas których odbywają się występy podzielone na kategorie. Jedną z istotniejszych z nich jest vogue, czyli taniec charakterystyczny dla tych kręgów.
W filmie Susani Mahadury o Kelet (pod niewymyślnym tytułem Kelet) mamy możliwość podejrzeć ten świat: kamera uchwytuje części występów, przygotowań oraz radość głównej bohaterki z wygranej nagrody. Widzimy też próby wejścia Kelet w świat mody, wycieczkę do Manchesteru i urywki z codzienności dzielonej z jej najlepszą przyjaciółką, Lolą. Towarzyszymy jej w urzędzie, gdy w końcu udaje jej się oficjalnie zmienić imię na to, które sama sobie wybrała. Reżyserka postawiła sobie za zadanie stworzyć film, w której przedstawicielka dyskryminowanych grup byłaby pozytywną bohaterką, wzorem do naśladowania i która byłaby głosem środowiska, rzadko kiedy przedstawianego tak, jak ono samo na siebie patrzy.
Pomyślmy, jak często widujemy osoby transpłciowe prezentowane jako pełnowymiarowe postaci, a nie karykatury lub ciekawostki pojawiające się w pobocznym wątku pobocznego wątku. Czy, gdy są brane poważnie, to mają jakieś osiągnięcia, realizują się, zamiast wciąż walczyć jedynie o swoją identyfikację lub prawo do normalnego życia? Wciąż w kulturze niewiele jest przedstawień czarnych kobiet, które byłyby istotnymi postaciami, takimi, z którymi można się identyfikować, zamiast, na przykład, tylko się z nich śmiać. Osoby takie jak Kelet nie widzą siebie w kulturze. Do tego niewiele z historii o trans kobietach i mężczyznach, prawdziwych czy fikcyjnych, pochodzi od nich samych; częściej zdarza się, że opowieści o nich są przekazywane (i przy okazji zniekształcane) przez osoby cispłciowe — tekst, który czytacie nie jest wyjątkiem. Mimo najlepszych chęci, nie mogę pojąć, jak to jest urodzić się w ciele, które nie pasuje do mojej płci — ale mogę wam opowiedzieć o doświadczeniu, jakim było oglądanie Kelet.
Film Susani Mahadury wyświetlany był w kinie w ramach festiwalu DocPoint w Helsinkach. Wybrałam się na niego, ponieważ miał być tematem do dyskusji na zajęciach i cała grupa bilety dostała od uczelni. Każdy musiał tylko wybrać, która data projekcji odpowiada mu najbardziej — wskazałam na chybił trafił jakiś wolny wieczór. Nie spodziewałam się, że trafię na premierę z wielkimi oklaskami, przemowami wszystkich Ważnych Osób. Nie wpadłabym na to, że dookoła wszyscy będą wystrojeni, że główna bohaterka filmu będzie pozować do zdjęć w sukience, która aż oślepiała. Wydawało się, jakby wszyscy jeszcze przed pokazem doskonale znali wydarzenia, które zobaczą na ekranie, jakby czekali na ten film od miesięcy. A ja zapadałam się coraz bardziej w mój fotel. Miałam na sobie to, co akurat wpadło mi w ręce rano i nawet nie wiedziałam, co właściwie przyszłam obejrzeć — przecież po to tu jestem, aby się dowiedzieć, tak? Jednym słowem: intruzka. Podczas seansu nie raz nie byłam pewna, czy wszystkich akurat rozśmieszył jakiś żart, który dla mnie nie był zbyt zabawny, czy po prostu nie zrozumiałam jakiegoś podtekstu jasnego dla społeczności. Po wszystkim szybko wymknęłam się z kina, żeby tylko nikt nie zauważył, że nie jestem w takiej euforii jak wszyscy dookoła. Średnio przyjemne doświadczenie — bardzo polecam, to otwiera oczy.
https://www.instagram.com/p/B8-vx8lhmS0/
Żeby nie było, nie chodzi tylko o to, że czułam się nieswojo, bo trafiłam na święto, które nie było moim świętem. Przez cały film nieustanie irytowałam się ciągłymi, zupełnie niepotrzebnymi wkrętami z angielskiego (takie tam skrzywienie nabyte na studiach filologicznych) i, co ważniejsze, pokazywaniem świata mody jako spełnienia marzeń. Moda i cały przemysł, który za nią stoi, prezentuje dla mnie wszystko, co jest nie tak z tym światem. Niszczy środowisko, wspiera nierówności społeczne, szkodzi kobietom na dziesiątki sposobów — ale nie o tym jest ten film. Jego celem nie jest rozwodzenie się nad toksycznością mody, tylko dowartościowanie marginalizowanych grup. Niestety, przy okazji Kelet (jak i sama Kelet) umacnia mit urody, a ja nie umiem przymknąć na to oka i po prostu cieszyć się miłą historią o spełnianiu marzeń wbrew przeciwnościom. Czy to właśnie jest ten przywilej bycia białą feministką?
Film Kelet dostępny jest na Yle Areenie – ale tylko po fińsku dla Finów i mieszkających w Finlandii.
Źródła:
bel hooks – The Oppositional Gaze, w: Black Looks: Race and Representation, 1992
Naomi Wolf – Mit urody, 2014
Korektę wrażliwościową wykonał Lifyen z Fundacji Trans-Fuzja, autor Angry Trans, współtwórca Transbros. Dziękujemy!