Kraina mlekiem i mlekiem płynąca
… i jogurtem. I śmietaną. I nabiałowymi tworami, takimi jak piimä czy viili, na które nie ma nazw w słownikach ludzi. A w całym tym strumieniu dryfują liczne kawały fińskiego sera. Dołóżmy do tego jeszcze niskotłuszczowe i bezlaktozowe wersje wszystkich tych produktów (nie wspominając nawet o zamiennikach wegańskich) a obraz sytuacji staje się jasny – Finowie kochają nabiał. Fuj, stereotyp, powiecie. Myśleliśmy, że to będzie fajny blog o Finlandii, który dla odmiany stereotypy obala, zamiast powielać. O tym, że Finowie w McDonaldzie zamawiają Big Maca w żytniej bułce z mlekiem zamiast coli, można przeczytać w każdej książeczce typu: „z humorem i przymrużeniem oka opowiadamy o tym północnym narodzie”. Tylko że w tych stwierdzeniach wcale nie ma wielkiej przesady. Mieszkając kilka miesięcy w Helsinkach, miałem przyjemność pracować w lokalnym McDonaldzie i własnoręcznie podawać wygłodniałym Finom kartoniki mleka w zestawie do burgerów – i to nie były odosobnione przypadki.
Miejscem mleka na stole i w kulturze Finów zajmują się nawet tak poważne media jak YLE. A miejsce to jest iście honorowe — nawet biorąc pod uwagę, że zwykłe mleko traci na popularności, powoli ustępując między innymi serom, w 2018 roku przeciętny Fin wypił 110 litrów mleka i znalazł się w światowej czołówce w tej kategorii. Według organizacji Maito & Terveys ponad 80% dorosłych Finów pije mleko, a dwie trzecie robi to codziennie. Wśród dzieci i młodzieży odsetek ten jest jeszcze większy — pewnie dlatego, że od 60 lat w fińskich szkołach serwuje się uczniom darmowe posiłki – do nich zaś podawane jest oczywiście mleko.
Takie ogólnonarodowe uwielbienie dla nabiału prowadzi do sytuacji, która może stać się koszmarem dla obcokrajowca, próbującego zrobić zakupy w fińskim markecie. Jeśli nie uczyłeś się języka, o zrozumieniu etykiet możesz zapomnieć — fińskie słowa są niepodobne do niczego i znajomość angielskiego, niemieckiego czy francuskiego cię nie uratuje. Jakoś to jednak idzie — bułki i owoce jakie są, każdy widzi, słodycze można kupić, szukając po prostu opakowań ze znajomym napisem „Fazer”. Ale gdy człowiek staje przed lodówką z nabiałem, zaczynają się schody.
W Polsce przyzwyczailiśmy się do oznaczania nabiału procentami. Mleko to mleko, może mieć 0, 2 czy 3,2 procent tłuszczu. Tak samo śmietana. 12, 18, 30. Proste. W Finlandii mleko to maito, ale procentów na kartonie nie uświadczysz. Jest täysmaito (mleko pełnotłuszczowe) albo kevytmaito (lekkotłuszczowe) albo rasvaton maito (beztłuszczowe). Kierowanie się wielkością kartonu może nas zapędzić w kozi róg — bo w identycznych opakowaniach, i to tuż obok mleka, sprzedawana jest piimä.
Piimä przez Google Translate tłumaczona jest jako maślanka, ale właściwie to powiedziałbym, że twór ten jest gdzieś w połowie drogi między maślanką a kefirem (który za to nie jest w Finlandii szczególnie popularny, a szkoda, bo słowo kefiiri byłoby przynajmniej zrozumiałe). Ze śmietaną jest jeszcze trudniej — słownik podaje, że śmietana to kerma. Jednak szukając kermy na sklepowych półkach łatwo nadziać się na kermarahka. A to już oznacza twaróg — a raczej prawie twaróg, tak jak piimä tak naprawdę nie jest maślanką. Nasza śmietana 18% nazywa się za to crème fraîche (nie, to nie jest żart), a gęstsza wersja, około 24% to smetana (to naprawdę nie jest żart). Oczywiście wszystkie te produkty sprzedawane są w identycznych plastikowych kubeczkach. Nieuważni kupujący, którzy kierują się członem kerma w nazwie mogą trafić jednak znacznie gorzej, niż na fiński twaróg zamiast śmietany. Mogą trafić na kermaviili.
Czym jest viili? Tutaj poddaje się nawet Google. Viili to taki jakby jogurt ze sfermentowanego mleka — w smaku znośny, bo właściwie bez smaku, ale o konsystencji wolałbym zapomnieć. Viili się bowiem ciągnie. Jak półpłynny żelek oplata macką zanurzony w kubeczku kawałek chleba, zostawia na nim ledwo widoczny ślad i wraca do macierzy. Tak, jestem uprzedzony. Tak, jestem w stanie uwierzyć, że na dnie każdego opakowania viili żyje mała, nabiałowa wersja Cthulhu.
Finowie kochają nabiał. I, jak wiele rzeczy w Finlandii, także fiński nabiał potrafi być dziwny i niezrozumiały dla obcych. Nie twierdzę przy tym, że fińskie produkty mleczne są niesmaczne. Wręcz przeciwnie, piimä i rahka smakują całkiem nieźle i mają swoich fanów także w naszej redakcji. Sam jestem wielbicielem leipäjuusto (białego sera przypominającego trochę nasz oscypek w wersji niewędzonej) i naprawdę żałuję, że nie da się go kupić w Polsce. Pewnie są nawet na świecie jednostki, które tęskniłyby za viili. Chodzi mi raczej o to, że pierwsze mleczne zakupy w Finlandii dla nieobeznanych z tematem mogą przypominać grę w Sapera. I nie potrafię przy tej okazji zapomnieć wyrazu twarzy pewnej turystki z Włoch, która po długim wpatrywaniu się w lodówkę w lokalnym K-Markecie spytała mnie drżącym głosem: „Please, could you please tell me which one is just normal milk?”.
Więcej na temat mleka w Finlandii i dane statystyczne można znaleźć tu:
- YLE. Näin suomalaiset käyttävät maitotuotteita: Maitolasit häviävät ruokapöydistä, juustoa popsitaan enemmän kuin koskaan.
- Maito ja Terveys. Milk in Finland.
Autorką zdjęć wewnątrz tekstu jest Paulina Żurawska. Tak, wysłaliśmy swojego człowieka do Finlandii, żeby zrobił zdjęcia półek z nabiałem, tacy jesteśmy profesjonalni.