Kilka słów o czasach, kiedy Finowie wygrywali wszystko
W niedzielę w Finlandii świętowano tysięczny konkurs Pucharu Świata Mężczyzn w skokach narciarskich. Co szczególnie ważne, podczas minionego weekendu zawodnicy skakali w Lahti, rodzinnym mieście Janne Ahonena oraz jego syna Mico, który w piątek zadebiutował w zawodach Pucharu Świata. Z tej okazji warto powspominać wzloty i upadki fińskich skoków narciarskich, ze szczególnym uwzględnieniem czasów Ahonena, ostatniego, jak na razie, okresu triumfów fińskich skoczków.
Pierwsze sukcesy w zawodach najwyższej rangi fińscy skoczkowie odnosili jeszcze latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych: dwa złote i trzy srebrne indywidualne medale olimpijskie, indywidualne medale mistrzostw świata (drużynowe, podobnie jak na Igrzyskach Olimpijskich, zaczęto organizować dopiero w latach osiemdziesiątych), pięć wygranych Turniejów Czterech Skoczni, czyli prestiżowej serii czterech konkursów rozgrywanych od blisko 70 lat w Niemczech i Austrii na przełomie grudnia i stycznia. Ówcześni mistrzowie zakończyli kariery w połowie lat sześćdziesiątych i przez kolejne kilkanaście lat w tabelach medalistów zawodów w skokach narciarskich fińska flaga pojawia się sporadycznie.
Nowa fala nadeszła na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, przynosząc jedno z największych nazwisk w historii skoków, Mattiego Nykänena. Siedem sezonów wystarczyło mu na zdobycie indywidualnie oraz w drużynie czterech złotych i jednego srebrnego medalu olimpijskiego, pięciu złotych, srebrnego i trzech brązowych medali mistrzostw świata. Fin zwyciężył również dwukrotnie w Turnieju Czterech Skoczni i zdobył cztery Kryształowe Kule za zwycięstwo w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, czyli cyklu rozgrywanego na różnych skoczniach całego świata od listopada do marca. Nykänen wygrał wtedy 46 pojedynczych konkursów. Przez następne lata dorobek Mattiego wydawał się niemal mistyczny, a kolejni wielcy mistrzowie jedynie walczyli o zapisanie się na drugim miejscu na liście najlepszych zawodników w historii. Wynik ten przetrwał blisko ćwierć wieku, a kiedy w końcu wyrównał go Gregor Schlierenzauer, Nykänen osobiście dał mu sygnał do startu w kolejnym konkursie.
Pustkę po zakończeniu kariery przez Nykänena po sezonie 1990/91 wypełnił debiutujący w tym sezonie Toni Nieminen. W kolejnej edycji Pucharu Świata, w wieku 16 lat i 6 miesięcy, wygrał swój pierwszy konkurs, co daje mu obecnie trzecie miejsce na liście najmłodszych zwycięzców. To był jednak dopiero początek sukcesów. W tym samym sezonie, przed ukończeniem siedemnastego roku życia, wygrał cały Puchar Świata oraz został najmłodszym w historii zimowych Igrzysk mistrzem olimpijskim (indywidualnie i w drużynie). Kariera Nieminena skończyła się równie szybko, jak się zaczęła, choć jeszcze w marcu 1994 roku jako pierwszy skoczek ustał skok na odległość przekraczającą 200 metrów i z rezultatem 203 metry przez jeden dzień był rekordzistą świata.
W tym samym czasie nastała era wielkiego Janne Ahonena. Idąc w ślady o dwa lata starszego Nieminena, swój pierwszy konkurs wygrał w wieku 16 lat i 7 miesięcy (czwarte miejsce na liście najmłodszych zwycięzców). W ciągu swojej długiej kariery 108 razy stawał na podium Pucharu Świata, co jest i jeszcze przynajmniej przez kilka sezonów będzie zdecydowanym rekordem, ponieważ zawodnicy, którzy obecnie mają największe szanse mu zagrozić, czyli Stefan Kraft czy w mniejszym stopniu Kamil Stoch, zajmowali dotąd po 70 miejsc na podium. Ahonen aż pięciokrotnie zwyciężał w Turnieju Czterech Skoczni, w dorobku ma także dwie Kryształowe Kule, indywidualne i drużynowe tytuły mistrza świata. Prześladuje go jedynie brak indywidualnego medalu Igrzysk Olimpijskich (w drużynie ma dwa srebrne, w tym jeden raz do złotego zabrakło 0,1 punktu). W 1994 roku zajął odległe miejsca, w 1998 był 4. i 37. (w pierwszym konkursie stracił 1 punkt do podium, a 3 do zwycięzcy, którym był inny Fin, Jani Soininen). W 2002 roku był 4. i 9. (znów w pierwszym konkursie minimalnie przegrywając podium), a w 2006 – 6. i 9. W 2008 roku, wciąż będąc w wielkiej formie, oficjalnie zakończył karierę i zorganizował w lecie konkurs pożegnalny, który wygrał. Igrzyska Olimpijskie dręczyły go jednak do tego stopnia, że po roku ogłosił zamiar wystartowania w Vancouver w 2010, gdzie w pierwszym konkursie zajął, a jakże, czwarte miejsce. W tym samym sezonie stanął też po raz ostatni na podium konkursu Pucharu Świata, dzięki czemu zajmuje też trzecie miejsce na liście zawodników z największym odstępem pomiędzy pierwszym a ostatnim podium (16 lat). Po sezonie 2010/11 po raz kolejny na chwilę zakończył karierę, ale wrócił jeszcze na Igrzyska w 2014 i 2018, choć zajmował tam odległe miejsca. Po zakończeniu sezonu 2017/18 zakończył karierę po raz trzeci i jak na razie nie deklarował chęci startu na Igrzyskach w 2022. Co prawda będzie miał wtedy już 45 lat, ale skoro 42-letni Noriaki Kasai mógł stanąć w Soczi na drugim stopniu podium…
Pisząc o Janne Ahonenie i o skokach fińskich w ogóle, nie można nie poświęcić osobnego akapitu sezonowi 2004/05. W sumie Finowie wygrali wówczas 18 z 28 konkursów, a by podkreślić, jak bardzo sezon ten należał do nich, można jeszcze dodać, że trenerem Norwegów, którzy wygrali w trzech konkursach, był wówczas Fin Mika Kojonkoski. Jeszcze kilka tygodni temu zachwycaliśmy się serią dziesięciu podiów Dawida Kubackiego z rzędu, przy czym dominowały tam trzecie miejsca. We wspomnianym sezonie Janne Ahonen nie schodził z podium przez trzynaście konkursów z rzędu, a na serię tę składały się cztery zwycięstwa na inaugurację sezonu, jedno drugie miejsce (za sprawą Adama Małysza), kolejne sześć zwycięstw, znów drugie miejsce i jeszcze jedno zwycięstwo.
Końcówka sezonu z kolei należała do Mattiego Hautamäkiego, który także wygrał sześć konkursów z rzędu, a w ostatnim konkursie, uznawanym po latach za najpiękniejszy w historii skoków, choć nie wygrał, stoczył wspaniałą walkę na rekordy świata z Norwegami. Hautamäki przez dwa lata był rekordzistą z wynikiem 231 metrów. We wspomnianym konkursie najpierw stracił rekord na rzecz Bjørna Einara Romørena, a następnie, skokiem na 235,5 metra odzyskał go… na kilka minut. Romøren odpowiedział skokiem na 239 metrów, i kiedy wydawało się, że w Planicy nie da się już dalej wylądować, na belce zasiadł Ahonen, wciąż nietrzeźwy po całonocnej imprezie. Osiągnął 240 metrów i trudno oszacować, dokąd mógłby dolecieć, gdyby nie rozpaczliwe skrócenie skoku w ostatniej fazie. Tuż po wylądowaniu uderzył kręgosłupem o twardy zeskok, jednak bardziej niż kontuzji obawiał się badania alkomatem.
W Planicy przed przebudową skoczni nikt już tak daleko nie skoczył. Rekord świata Romørena przetrwał sześć lat i został poprawiony na nowej, znacznie większej skoczni w Vikersund. Tego samego dnia Janne Happonen ustanowił nowy rekord Finlandii, niejako symbolicznie skacząc 240 metrów. Do dziś jest to rekord Finlandii.